Panowała głucha, niczym nie zmącona cisza, gdy nagle z korytarza dobiegł odgłos ciężkich krokόw. Po chwili kroki zamilkły a w zamku zazgrzytał klucz i drzwi celi otworzyły się. Stanął w nich sam komendant. Przyglądał mi się z zaciekawieniem, po czym (cόż za uprzejmość) zapytał czy mam jakieś skargi, a może prośby. Nie, nie mam. Poprzednim razem, jak miałem, zrobili mi "scieżkę zdrowia", chociaż zamiast pałek używali - taka mała odmiana - zaciśniętych pięści. Teraz nawet nie bili...jeszcze nie bili. Tylko cywil, ktόry odprowadzał mnie do celi, powiedział, że gdyby znaleziono w moim mieszkaniu choćby tylko jedną ulotkę, byłoby ze mną bardzo źle.
Zapytałem komendanta, kiedy będę zwolniony, ale on nie chciał (może nie umiał) mi na to pytanie odpowiedzieć. Drzwi celi zamknęły się ciężko i znowu zostałem sam.
Dopiero przed południem wzięli mnie ponownie na gόrę. Podtrzymałem to, co zeznałem wcześniej; tak mόj stosunek do stanu wojennego jest zdecydowanie negatywny. Dlaczego? Ponieważ ograniczono do minimum prawa obywatelskie oraz zawieszono działalność związkόw zawodowych. A jaki jest mόj stosunek do apelu podziemia o demonstracje? A może wiem coś o przygotowaniach do nich. Popieram ten apel - odpowiedziałem, a zdziwienie na twarzy tajniaka sprawiło mi przyjemność. Zauważył swoją szansę, bo z chytrym błyskiem w oczach rzucił mi pytanie: a w jaki sposόb? Gdy usłyszał, że apel będę popierał biernie, duchowo, był zawiedziony. Nie czuł się w swej roli zbyt pewnie i gdyby to ode mnie zależało nie pracowałby tutaj. Jego palce uderzały nerwowo w klawisze maszyny do pisania, ktόrej monotonny stukot, pospołu z unoszącym się w powietrzu dymem z papierosόw, tworzył charakterystyczną, pozornie senną atmosferę pokoju przesłuchań.
Moje pierwsze przesłuchanie w Gdyni... Mόj Boże, jeszcze za Gomułki. Byl 1970 rok, miałem dopiero 18 lat, ale nawymyślałem im od "czerwonych faszystόw". Potem przesłuchiwano mnie już częściej. Z czasem doszły rewizje i trochę pόźniej (ale niewiele pόźniej) bicie. Pamiętam jak kiedyś bili mnie kajdankami, używając ich jak kastetu. Trudno zapomnieć, blizna na twarzy pozostała do dzisiaj. Albo "kolorowy telewizor". Polegał na tym, że głowę wkładano pod oparcie krzesła i bito wielką pałką po gołym ciele. Liczyli uderzenia i tylko dlatego wiem, że było ich czterdzieści, bo czułem tylko kilkanaście pierwszych. Dopiero następnego dnia zrozumiałem dlaczego esbecy nazywali ten sposόb bicia "kolorowym telewizorem". Moje ciało było sino-zielono-fioletowo-czerwone.
Stukanie maszyny ustało. Zapis przesłuchania, ktόry esbek dał mi do przeczytania kończyła uwaga, że przeprowadzono ze mną rozmowę ostrzegawczą i pouczono mnie o odpowiedzialności karnej za wykroczenia przeciwko dekretowi o stanie wojennym. Skończyłem czytać. Zażądał abym napisał zobowiązanie przestrzegania prawa wojennego. Odmowiłem. Tajniak, dotychczas w miare spokojny, cały poczerwieniał ze złości i kazał mi wyjść na korytarz. Sam wszedł do pokoju obok, skąd po chwili usłyszałem wzburzony głos: nie chce podpisać? Wypisuj wniosek o internowanie. A więc w osiem miesięcy po 13 grudnia będę internowany. Wydało mi się to niedorzecznością, ale byłem przygotowany. Powrόcił po chwili, wściekły, w towarzystwie jakiegoś cywila i zastępcy komendanta N. Podbudowany obecnością tych dwόch, krzyknął - no co, nie napiszesz? Nie! - odparłem.
Zastępca komendanta rozpoczął rozmowę spokojną, niemalże towarzyską. Zapytał, czy w moim pokoju nadal wisi portret Marszałka Piłsudskiego, ktόry on pamięta jeszcze sprzed dziesięciu lat, kiedy w roku 1972 był w grupie milicjantόw przeprowadzających u mnie rewizję. Mόwił też coś o skomplikowanej, trudnej sytuacji w kraju i jeszcze o czymś. No cόż, wiem, że są ludzie ktόrzy chcieliby...innej Polski - wyznał niespodziewanie. I odniosłem przy tym wrażenie, że słowo "innej" wypowiedział jak gdyby w lekkiej zadumie, z nutą refleksji. A może tylko chciałem, żeby tak je wypowiedział? Może chciałem tak to usłyszeć? Nie wiem. W każdy razie nikt już nie zmuszał mnie do napisania zobowiązania, nikt też nie wspominał więcej o internowaniu. Wkrόtce też zwrόcono mi dokumenty - byłem wolny.
Dwa dni pόźniej, 31 sierpnia, odbyły się burzliwe demonstracje zwolennikόw Solidarności, w kilkudziesięciu miastach całej Polski. Brutalnie intrweniowała milicja. We Wrocławiu, Lubinie, Gdańsku były ofiary w ludziach.
W tym samym czasie w jednym z warszawskich szpitali umierał były długoletni szef PZPR Władysław Gomułka. Być może, że przed śmiercią słyszał nawet huk wybuchających granatόw łzawiących - odgłosy broniącego się przed agonią komunizmu.